
Myślenie projektowe na przykładzie gry „Kandydaci”
Case study / 5 maja 2018 / ŁukaszMyślenie projektowe pojawiło się w latach 60 ubiegłego wieku i składa się z 5 kroków…
Opiszę tutaj moją drogę w projektowaniu gry karcianej „Kandydaci ” opartą o te kroki. Najłatwiej będzie mi o tym opowiedzieć na przykładach. Zaczynajmy więc:
1. Empatia
Empatia… empatia? Energia krąży nie tylko w przyrodzie, ale i w biznesie. Żeby mogła przepływać, powinna być zrozumiana i odpowiednio ukierunkowana. Fajną sprawą wg mnie jest fakt, że nie ważne, czy bardziej czujesz, czy rozumiesz świat, to wciąż są formy empatii. Tworzyłem grę z myślą o sobie („Kandydatami ” stała się dopiero na późniejszym etapie projektowym) – co umówmy się – empatii za bardzo nie wymagało, ale w momencie, w którym chcieliśmy zrobić z Krzysztofem z projektu coś więcej niż narzędzie do samopomocy należało zrozumieć/ poczuć ludzi, którym gra miała pomóc. Pytania, które sobie na tym etapie zadaliśmy były dla nas proste, bo gra wynika z potrzeb, które znamy. A więc przykładowo, jeżeli chcę gdzieś pracować to: – Co wiem o tym miejscu? Czemu chcę tam pracować? Są to pytania twarde, które znalazły się pośrednio w samej grze i odzwierciedlają warstwę merytoryczną rozgrywki. Po kilku sesjach trwających po 3-4 godziny dotarło do nas również, że sama rozmowa jest stresem dla rozmówcy. Należało więc dodać do gry jakiś element, który naśladował emocje. Idąc dalej tym tropem wypisaliśmy czynniki, które chcemy naśladować, czyli w naszym wypadku szkolić.
2. Definicja
Moje pierwotne potrzeby były związane z ćwiczeniem rozmowy samej w sobie. Uznaliśmy, że gra ma stawiać gracza w jak najtrudniejszej sytuacji, rzucać go w nieprzewidziany wir zdarzeń jak każdy inny symulator, czy to lotniczy, czy pogodowy. Po procesie wstępnej analizy wyszło nam, że rozmowa kwalifikacyjna spełnia warunki, na których nam zależało. Gra w tym momencie stała się „Kandydatami”. Na tym etapie mieliśmy już rozpisane założenia ogólne, przyszedł czas na szukanie konkretów, co pozwoliło nam przejść do punktu trzeciego.
3. Tworzenie
Nazwijmy ten etap burzą mózgów. Wstępnie było to odbijanie piłeczki pomiędzy członkami zespołu. Udało nam się opracować na tym etapie kartę emocji, co wynika z rozpoznania potrzeb jak najlepszego naśladowania trudnej rozmowy. Wyciąłem pierwszą wersję gry nożykiem introligatorskim w formę przypominającą karty i zaczęliśmy pytać ludzi co myślą o zaproponowanej przez nas formie. Trwało to parę miesięcy i przyniosło cudowne efekty. Rozmawialiśmy o grze z kim się dało i gdzie się dało. Raz w kawiarni z obcymi ludźmi a innym razem w kuluarach Ted x Koszalin z praktycznie wszystkimi prelegentami oraz organizatorami. Jak to wyglądało? Bardzo banalnie, na zasadzie: – Cześć! Zrobiliśmy grę, chcesz z nami o niej porozmawiać? – Ludzie bezinteresownie nam pomagali, każdy po minucie, po małej części uzupełniał naszą ideę. Tutaj powstało rozróżnienie na cztery podstawowe etapy rozgrywki. Sami jakoś pominęliśmy w naszych rozmowach fakt, że rozmowy nie zaczyna się od najtrudniejszego pytania a od czegoś łatwiejszego co na spokojnie otworzy rozmowę. Uznaliśmy w końcu, że zasad nie jesteśmy w stanie już ulepszyć… co kieruje nas do punktu czwartego.
4. Prototypowanie
Prototypowanie — ten etap pochłonął większą część roku, w którym pracowaliśmy nad grą. Policzyłem kiedyś, że zrobiłem 6 projektów opakowania a wersji tekstu było 8. Zgodnie z zasadą projektową 10:100:1000 wg, której wdrożenie poprawek na etapie ideowym kosztuje 10 jednostek, testowym 100 a po wdrożeniu produktu 1000 przyłożyliśmy się jak mogliśmy do tego etapu ze świadomością, że dalej wdrożenie poprawek będzie o wiele trudniejsze. Graliśmy więc z ludźmi gdzie się dało a ja testowałem coraz to nowe wersje opakowania. W wersji pierwotnej karta emocji występowała z kostką, i to na tym etapie wyszło nam, że odpuszczenie sobie tego białego sześcianu obniży koszt opakowania 50 zł a sama karta emocji bez kostki dalej sprawdza się idealnie, wystarczy czytać po kolei pytania.
5. Testowanie
Etap piąty, czyli testowanie gotowego wg nas produktu. Wcześniej dopracowywaliśmy formę oraz pytania przez kilka miesięcy, więc byliśmy w miarę pewni ich skuteczności, ale jak wiadomo im więcej testów tym lepiej. Testowaliśmy ją wtedy np. na targach pracy, przez wiele godzin staliśmy przy oddzielnych stolikach zagadując wszystkich po kolei, opisując im zasady rozgrywki, a następnie grając. Kilka takich dni wyczerpało nas mocno, ale nie dało się tego zrobić inaczej… za to satysfakcja, gdy porównaliśmy nasze doświadczenia, wyniki z karty oceny i wszystkie dane, które byliśmy w stanie zebrać była ogromna. Wyszło nam bowiem, że nie istotne czy rozmawialiśmy ze studentami, czy z rekruterami z działów HR o wieku już nie wspomnę, bo padłaby tu absolutnie każda istniejąca liczba – zasady rozgrywki były zrozumiałe a sama gra TRUDNA. Jeżeli coś cię nie wytrąca z równowagi kolokwialnie rzecz ujmując a trochę bardziej profesjonalnie, jeżeli nie wychodzisz ze swojej strefy komfortu, to się nie rozwijasz…
O zasadzie 2 lat, która głosi, że dopiero po tym czasie będzie wiadomo co dokładniej dany produkt lub usługa „potrafi” opowiem wam innym razem, bo kiedy o niej usłyszałem pierwszy raz wydało mi się to absurdem a dziś uważam ją za największą z prawd.
Mam nadzieję, że chociaż trochę pomogłem naświetlić sam proces na podstawie powyższych przykładów. Zdaję sobie sprawę z faktu, że nie wszyscy lubią rozkładać świat na czynniki pierwsze a następnie budować z nich coś na nowo. Więc jeżeli masz jakiś projekt, który wymaga przeprowadzenia takiego procesu zapraszam do współpracy.
Pozdrawiam,
Łukasz
Kategorie
- Blog (3)
- Case study (3)